Dziś kolejny trening. Kolejna dawka energii i endorfin.
Kolejne bariery przełamane. I to jakie bariery!
Pobudkę zafundowałem sobie bardzo wcześnie i załapałem się
na wspaniały wschód słońca, co widać na zdjęciu. Zjadłem małe śniadanie.
Wypiłem kawę. Szybko wskoczyłem w ciuchy i… wybiegłem dopiero ok. 10, ponieważ
wypadło mi jeszcze kilka innych rzeczy do zrobienia. Strój biegacza stanowiły
długie getry, podkoszulek, bluzka termoaktywna z długim rękawem, koszulka
rowerowa i … buty do biegania ;) Aa, zapomniałbym jeszcze o czapce, kominie i
rękawiczkach, które przydały się dopiero w drodze powrotnej, gdyż biegłem wtedy
pod wiatr. Natomiast z wiatrem i słońcem palącym, no może tylko przygrzewającym
a niepalącym kiełkowały mi myśli o krótkich spodenkach.
Od pierwszych km biegłem po polnej ścieżce. Po dwóch
ostatnich treningach była to wielka ulga dla mojego
szkieletu. Świetna amortyzacja w postaci ziemi i piasku oraz trawy robiła swoje. Co jakiś czas pojawiały się niedoskonałości w nawierzchni, które powstały po przejechaniu maszyn rolniczych po namokłym podłożu. Dlatego też, co rusz, noga gdzieś uciekała i musiałem wybierać uważnie nierówności. Taki bieg też może być ciekawy i sprawiać wiele przyjemności z powodu ciągłej aktywności umysłu, który musi reagować na zmienne warunki. Nie jest to takie puste klepanie km jak w przypadku biegu po asfalcie. Tak więc całkiem dobrze się przy tym bawiłem.
szkieletu. Świetna amortyzacja w postaci ziemi i piasku oraz trawy robiła swoje. Co jakiś czas pojawiały się niedoskonałości w nawierzchni, które powstały po przejechaniu maszyn rolniczych po namokłym podłożu. Dlatego też, co rusz, noga gdzieś uciekała i musiałem wybierać uważnie nierówności. Taki bieg też może być ciekawy i sprawiać wiele przyjemności z powodu ciągłej aktywności umysłu, który musi reagować na zmienne warunki. Nie jest to takie puste klepanie km jak w przypadku biegu po asfalcie. Tak więc całkiem dobrze się przy tym bawiłem.
Po 5 km dobiegłem do lasu i odbiłem w prawo. Od tego momentu
przez kolejne 4.5 km droga wiodła na przemian w lesie i przez pole. Zasadniczo
równa, może z jednym małym wzniesieniem. I tak minąłem spokojnie jedną miejscowość.
Dobiegłem do następnej. Tam odbiłem po skosie w lewo i już zameldowałem się w
stajni.
Tak, dzisiaj miejscem docelowym i zarazem miejscem krótkiego
odpoczynku była stajnia. Konie sobie hasały, jeźdźcy trenowali dzielnie, ja
trochę porozmawiałem z właścicielem i wyruszyłem dalej w drogę połykać kolejne
km, bo dzisiaj przecież plan był ambitny. Zrobić nieco ponad 20 km.
W drodze powrotnej akcesoria dodatkowe w postaci czapki,
komina i rękawiczek zajmowały już swoje właściwe miejsce. Zadowolony
przebiegłem 2 km i wbiegłem w las… Oczywiście wcześniej sprawdziłem na mapie
ile km mam biec w tym lesie do następnego zakrętu. Oczywiście kontrolowałem to
na gps. Oczywiście na początku wszystko szło zgodnie z planem. No i w końcu
oczywiście wszystko się spieprzyło. Droga okazała się nie być taką prostą drogą
jak na mapie (błąd mój wynikał ze złego oszacowania przebiegu trasy, gdyż
korzystałem z mapy gogle, a w przypadku gęstego lasu momentami nie widać jak
ścieżka prowadzi).
Ostatecznie wyglądało to tak, że na skrzyżowaniu dróg były
tylko dwie możliwości. Albo skręcić w lewo, albo w prawo. W lewo nie mogłem,
gdyż wróciłbym do stajni. Stąd jedyny słuszny kierunek prowadził w prawo. Na
następnym skrzyżowaniu skręcałem w pierwszą możliwą w lewo i… kolejne
skrzyżowanie wyglądało dokładnie tak samo jak poprzednie. Więc skręt w prawo. I
tak kilka razy. Droga z każdym metrem zwężała się złowieszczo, aż zmieniła się
w wąziutką ścieżunię wypełnioną nierównościami jak na świeżo zaoranym polu
dodatkowo otoczoną chaszczami. Biegać nie umierać ;) Muszę jednak przyznać, że
spodobała mi się taka forma biegu. Może w przyszłości powinienem zainteresować
się trialem.
Tak sobie biegłem, biegłem, biegłem i biegłem podziwiając
przyrodę aż tu nagle z za wąziutkiej jak but biegacza ścieżki wyskoczył pokaźny
wąwozik z rzeczką płynącą u jego dna. Żałowałem, że nie miałem aparatu.
Wyglądało to cudownie. Dookoła gęsty, zielono-złoty las. Na dnie szumiąca
rzeczka.
Jedyną możliwą przeprawę przez rzeczkę stanowił solidny mostek
z wymurowanymi barierami bocznymi i… jedną cienką brzózką pełniącą rolę kładki.
Zmyślna konstrukcja spełniła swoją rolę i dumnie zameldowałem się na drugim
brzegu. Szybko wdrapałem się na szczyt i dalej wytrwale szukałem swojej drogi
skręcając raz w prawo, raz w lewo, raz w prawo, raz w lewo… ostatecznie
dobiegłem do macierzystej ścieżki i pognałem do domu :)
Trasa do obejrzenia na Endomondo:
Podsumowując. Biegacz pokonał dystans: 23.12 km w zadowalającym
tempie 4:56 min/km przy dość sporych wzniesieniach zasadniczo skumulowanych na
niewielkiej powierzchni (533 m w górę i 549 m w dół). Biegacz zwiększył dystans w porównaniu do poprzedniego treningu o 5.44 km.
533 metry przewyższenia na 23 kilometrach? To 23 metry przewyższenia na kilometr, przecież tyle jest na górskich maratonach MTB, nie wiem jak ty taką trasę znalazłeś w Lesznie.
OdpowiedzUsuńNapisałem to za Endomondem. Też wydawało mi się, że to jest dużo, ale te zbiegi i podbiegi były naprawdę spore. Być może gps zwariował. Sprawdzę to w takim razie następnym razem jak się zapuszczę w te rejony ponownie. Szczerze to sam byłem zdziwiony, że w tak płaskim lasku, jak ten, mogą być takie wzniesnia. Tak czy inaczej, dzięki za uwagę :)
UsuńTak jak patrzę na profil trasy na Endo, to on chyba faktycznie jest lipny. Start był na wysokości 138 m, a meta na 121 m. Znajdują się też w niedalekiej odległości od siebie. Patrząc na różnicę w poziomie terenu to są to prawie góry ;p lub co najmniej pagórki, a u mnie żadnego z okna nie widać ;p Uznaję oficjalnie tą informację za nieprawdziwą, razem przewyższeniami podanymi w poście.
Usuń