Sobotni rozluźniający bieg długodystansowy |
Pogoda nie nastraja do biegania. Jest zimno, wietrznie,
szaro buro i ponuro. Siedzisz w fotelu i myślisz sobie, po H**! mam iść biegać.
No bo po co?! Nie jestem aż takim wariatem, żeby tak wykańczać swój organizm.
On jest zbyt cenny, żeby tak nim pomiatać. I tak siedzisz, siedzisz i jeszcze
więcej siedzisz i wypatrujesz przez okno choć odrobinę lepszej pogody. W pewnym
momencie zadajesz sobie jednak pytanie, kim Ty właściwie jesteś, żeby tak
smęcić? Żeby tak się litować nad sobą?!
W końcu jesteś już na właściwej drodze, żeby zrobić coś
dobrego dla siebie. Jeśli masz
sprecyzowany plan, tak jak ja mam, to zwyczajnie zakładasz buty, sprawdzasz
szybko w kompie trasę i lecisz odwalić kawał dobrej roboty. Jeśli jesteś
biegaczem, który lubi biegać dla relaksu, to po prostu zakładasz buty i lecisz
przed siebie aż Ci się znudzi albo się zmęczysz.
Być może jesteś takim typem jak ja, który musi mieć bat nad
sobą w postaci planu treningowego, i który cierpi z powodu zawalonego treningu.
Wtedy odpada problem związany z motywacją. W takiej sytuacji, to sama
świadomość, że nie zrobisz tego, co trzeba sprawia, że idziesz trenować. Dzięki
temu nie musisz motywować się za każdym razem. Dodatkowo, gdy już wejdziesz w
pewien rytm treningów, okaże się, że stał się on już częścią Twojego życia i
nie możesz bez niego normalnie funkcjonować. Wygląda to tak, że gdy w Niedzielę
wieczorem siedzisz już w wannie, relaksujesz się, pieścisz na przemian zimną i
ciepłą wodą wykończone mijającym tygodniem mięśnie i stawy i zastanawiasz się
jak będzie wyglądał Twój następny tydzień, w głowie pojawia się kalendarz z
zaznaczonymi już treningami w tym samym rytmie, co w poprzednim tygodniu.
Wtorek? Intensywny tempowy. Środa albo Czwartek? Progresywny długodystansowy.
Piątek? Ekstensywny tempowy. Sobota? Rozluźniający. Niedziela? Spalanie.
Dopiero jak już ustalisz to, co tak naprawdę wiedziałeś już z góry, bierzesz
się za następne sprawy. Tak właśnie wygląda życie wokół biegania. Biegania,
które stało się najważniejszą częścią Twojego życia. No może prawie
najważniejszą…
Moje treningi:
W 10 tygodniu treningów tylko biegałem. Łącznie 5 jednostek
+ 1 trening ze Smasching Pąpkins.
Wtorkowy intensywny bieg tempowy |
Wtorek. Intensywny bieg tempowy. Dystans 8.38
km, tempo 4:06 min/km, czas 34m:18s. Tętno w zakresie 80-85% TM. Zrobiłem sobie
rundkę dookoła miasta. Było szybko, konkretnie i bez zbędnego ‘gadania’. Był to
bieg z wyczyszczonym już organizmem od alkoholu, który musiałem wypić po
obronie. Czasem w życiu są takie chwile, że odmówić nie można i trzeba łoić ile
tylko fabryka dała. Dlatego też bieg przed tym treningiem zakończył się jak się
zakończył. Pierwszą porażką na trasie, którą musiałem uwieńczyć telefonem, żeby
ktoś po mnie przyjechał. Wstyd i hańba. Głowa jednak pracowała tak jak powinna
i szybko przekalkulowała, że jeśli dalej pociągnę ten trening, to kolejny może
nie nastąpić już tak szybko. Tym razem jednak wszystko już szło jak po maśle.
Mięśnie grzały równo, stawy pracowały jak naoliwione najlepszym smarem. Pogoda
również dopisała. Padała ledwie odczuwalna mżawka. Temperatura w okolicach 0stC,
ale odczuwalna ok. +2. Polecam dołączyć do treningów ten rodzaj biegu wszystkim,
którzy jeszcze nie tego próbowali. Jest trochę męczarni przy nim, ale optymizmem
napawa fakt, że nie trwa zbyt długo. Dotyczy on krótszych dystansów, przez co
bieg trwa z reguły nieco ponad 0.5h. Mając w planie kilka jednostek
treningowych w tygodniu po takim biegu kondycja mocno wędruje w górę, dobrze
wpływa na rozwój mięśni i sprawia, że kolejne treningi już z mniejszą
intensywnością biega się znacznie łatwiej i przyjemniej.
Środa. Rest day.
Czwartek + Piątek + Sobota + Niedziela =
62.61 km.
Czwartkowy progresywny bieg długodystansowy |
Czwartek. Progresywny bieg długodystansowy. Tutaj niestety nie pochwalę się oficjalnymi osiągami, gdyż
nawalił mi gps na samym końcu. Mogę tylko powiedzieć, że cały trening
baaaaardzo się starałem pokazać progresję. Pilnowałem tempa tak jak pilnuje się
oka w głowie. Ale nic z tego. Trasa jest z ręki. Czas tylko udało mi się
zarejestrować właściwy. Jedyna korzyść z tego, że tak skrupulatnie zwracałem
uwagę na tempo jest taka, że po prostu spamiętałem jakie ono było :P A więc:
dystans 13.78 km, tempo 4:51 min/km, czas 1g:06m:55s. Tętno w zakresie 70%
+/-10 uderzeń serca. Bieg podzieliłem na trzy części. Pierwsze 4.30 km biegłem tempem ok. 5:17 min/km. Kolejne
4:70 km biegłem tempem ok. 4:58 min/km i pozostały dystans, czyli 4:78 km
biegłem tempem ok. 4:32 min/km. Tym razem było już trochę śniegu, choć na
chodnikach było tylko mokro. Równie przyjemnie jak we Wtorek.
Piątkowy ekstensywny bieg tempowy |
Piątek. Ekstensywny bieg tempowy. Dystans 13.28 km, tempo 4:23 min/km, czas 58m:18s.
Tętno w zakresie 75-80% TM. Tym razem wybiegłem poza miasto. Chciałem pobiegać
trochę po miękkim terenie i ładnie leciałem sobie ścieżką leśną tuż przy szosie
i drodze rowerowej. Wybiegłem za jasnego, ale pora była już popołudniowa i
wracałem w ciemnościach. Po drodze minąłem tylko dwóch biegaczy. Tradycyjnie
unieśliśmy dłonie w geście pozdrowienia i dalej przed siebie. Nawierzchnia tego
dnia również była mokra po śniegu, który zdążył już się roztopić. Ciepło,
wilgotno, przyjemnie. Trening jak trening ;)
Sobotni rozluźniający bieg długodystansowy |
Sobota. Rozluźniający bieg długodystansowy. Dystans 12.39 km, tempo 4:49 min/km,
czas 59m:39s. Tętno w zakresie 65-75% TM. To był prawdziwy rarytas. Można
powiedzieć posługując się żargonem himalaistów, że tego dnia było wyśmienite
okno pogodowe, którego nie można było wykorzystać inaczej, jak na rekreacyjne
rozluźniające bieganie. Tym razem wybrałem się do dziadków nad jezioro Lgińsko.
Słoneczko, czyste niebo, odrobina wiatru. Cisza, spokój, droga, las i………………..
szczekające psy po wsi, gdy tylko coś się ruszy, gdy tylko coś zakłuci ich wszechobecny
spokój :D Najpierw pobiegłem na plażę główną jeziora. Tam zrobiłem krótki
streczing i kilka fotek. Później skierowałem w stronę kanaliku łączącego dwa
jeziora. Tam również strzeliłem kilka fotek i pobiegłem dalej w stronę harcówki
położonej po przeciwległej stronie jeziora względem plaży głównej. Takich dni
poproszę więcej. Można się naprawdę porządnie zrelaksować. U dziadków zjadłem
solidny obiad (mięcho, surówki, ‘pyry’). Nie udało mi się odmówić dokładki :D
Sobotni rozluźniający bieg długodystansowy |
Niedzielny trening spalający tkankę tłuszczową |
Niedziela. Trening spalający tkankę tłuszczową. Dystans 23.16 km, tempo 4:48 min/km, czas 1g:51m:08s.
Tętno w zakresie 60-65% TM. Tego dnia pogoda była najgorsza z całego tygodnia,
ale o dziwo nie potrzebowałem jakoś specjalnie się motywować i wyszedłem ok. godz.
10 na trening. Wiatr wiał 5-7 m/s, więc dość mocno, przez co dodatkowo
potęgował i tak już niską temperaturę. Miałem zaplanowaną zupełnie inną trasę,
ale postanowiłem zmienić ją ‘na kolanie’ i poprowadziłem ją generalnie przez
las, żeby nie walczyć z wiatrem :D Cieszyłem się bardzo z tego za każdym
mocniejszym porywem, który wyginał szumiące drzewa. Na trasie było kilka pustych
miejsc po wycince drzew i tam mogłem poczuć uroki biegu w takich warunkach. Sam
bieg bardzo przyjemny i spokojny. Podziwiałem przyrodę ;) Dopiero pod koniec,
gdzieś na 19 km bateria gps zaczęła się szybko rozładowywać i wskazywała poziom
krytyczny naładowania. Wtedy przyspieszyłem trochę, żeby dokończyć trening z
gps <haha ma się tą smykałkę do dokumentowania każdej sekundy>. Udało
się. Nieświadomie pobiłem swój rekord półmaratonu. Może to nie jest jakiś rewelacyjny rezultat, ale motywuje do dalszego działania, ponieważ widać PROGRESSSSSSSSSSSS!!!! :D
A to chyba jest najważniejsze.
Tydzień w liczbach:
Bieganie: 70.99 km
Kolejny tydzień zapowiada się równie
intensywnie, więc będzie się działo :D